V. Podsumowanie.
Wysoki import miodu do Królestwa Kongresowego był w istocie wewnętrznym obrotem handlowym ziem dawnej Rzeczypospolitej. Wydaje się naturalne, że Mikołaj Witwicki planował rozwój pszczelarstwa w dawnych granicach z 1772 roku. Chodziło tu zapewne o swoistą specjalizację: Ukraina miała karmić miodem Królestwo, zaś Królestwo miało swój miód eksportować do Prus i Austrii – podobnie jak było ze zbożem. Taka sytuacja trwała jeszcze w 1822 roku – ale w 1823 roku zaczęła wojna celna z Prusami, a Austria wszelkimi siłami ograniczała import z Królestwa. Przypuszczalnie wojna celna powaliła pszczelarstwo w Królestwie, dlatego też zwiększył się import miodu z Ukrainy. Jak by tego było mało władze zaczęły rozprawę z bartnikami.
Następnie staniał cukier, który zaczął wypierać miód do tego stopnia, że import miodu zupełnie ustał. Pszczelarstwo zostało zmuszone do intensyfikacji produkcji.
Wybitni pszczelarze polscy starali się podnieść pszczelarstwo na nogi. Interesowałem się ich biznesplanami z okresu, kiedy jedyną konkurencją miodu krajowego był miód importowany z Ukrainy i Litwy. Obecnie takim miodem konkurencyjnym jest miód chiński rzepakowy sprowadzany po niskich cenach i mieszany z różnymi gatunkami miodu polskiego w celu zmistyfikowania, że jest to miód leśny, wrzosowy, gryczany czy inny. Na tamtym „wewnętrznym” eksporcie zarabiali obywatele I Rzeczypospolitej i ich poddani. A dziś?
Porady handlowe wskazują na to, że pszczelarstwo w XIX wieku mogło być zawodem opłacalnym i przynosić niezłe dochody. Jednak przy braku organizacji handlu wymagało pewnej obrotności, znajomości, dobrych kontaktów z innymi, często większymi producentami.
Do tej pory niezbadane są głębsze motywy, którymi kierowali się sternicy państwa przy walce z bartnictwem – sprawa nadaje się do odrębnych badań. W każdym razie „walka o lasy” na pewno nie sprzyjała pszczelarstwu.
Nie znalazłem też żadnych informacji o aktualnej cenie miodu pitnego, octu i wina miodowego. Szczególnie przydatna byłaby wiedza o cenie miodu podawanego do stołu w karczmach żydowskich – ale była to wiedza tak powszechna, że żaden z autorów nawet o tym nie wspomina.
Nie bez kozery wspominałem wcześniej o skrzypcach. Otóż nawet tak wybitny znawca rynku pszczelego jak Mikołaj Witwicki nie wspomina ani słowem o cenie kitu pszczelego, który w medycynie ludowej nie tylko jest uznanym lekiem na trudno gojące się rany, lecz także do dziś niezastąpionym preparatem do konserwacji skrzypiec (ma właściwości grzybo- i bakteriobójcze). Czyżby pszczelarze XIX wieku pomijali ten pozornie uboczny ale jakże ważny produkt pszczelej gospodarki?