Opowiem teraz co nieco o manowcach alchemii, czyli tych elementach jej filozofii, z których korzystała czarna magia.
W obszernym eseju na temat sensu alchemii, który po nowym roku opublikuję na blogu o filozofii alchemicznej wspominam o chemikach, poszukujących sposobu na wytworzenie prawdziwego złota. Byli oni podobni do tych „synów nauki”, którzy pracując wyłącznie dla zysku, stali się zakładnikami przemysłu zbrojeniowego i którzy przyczyniają się do osobistego i wspólnego nam wszystkim nieszczęścia. Teraz warto wspomnieć o tych, którzy szukali sposobu na przedrzeźnienie dzieła Stwórcy, biorąc serio tajemnicze słowa Paracelsusa:
„Często w starych aktach filozofów stawiano pytanie, czy możliwe jest aby natura czy też sztuka była w stanie stworzyć człowieka poza ciałem kobiecym, bez naturalnej matki?”1.
Dalej następuje na poły obrzydliwy, na poły makabryczny przepis:
„Nasienie jakiegoś mężczyzny w zamkniętym naczyniu (cucurbicie) przez siebie (per se) użyźnia się z najwyższą putrefakcją we wnętrzu konia (ventre equino) przez 40 dni lub tak długo, aż stanie się żywym i poruszy się, co łatwo spostrzec. Po tym czasie będzie on ogólnie biorąc podobny do człowieka, lecz przeźroczysty i bez ciała. Dalej ma być on tajemnicą krwii ludzkiej (arcano sanguinis humani) mądrze żywiony aż do 40 tygodni i trzymany w cieple, równym ciepłu brzucha kobyły”.
Zważywszy na to, że celem alchemii jest stworzenie „złotego płodu”, ciała ze „szkła”, etc., przeźroczysty człowieczek (homunculus) mógłby być jeszcze jednym synonimem kamienia filozoficznego, a zatem cały opis mógłby być tylko obrzydliwą metaforą, nie zaś zachętą do sodomii. A jednak niepokoi tu „brzuch kobyły”. Sędziwój pisze:
„z łatwością pojmie zwierzę siemię męża, wżdy bowiem Przyroda jest jedna; i wtedy nie Człowiek powstanie, lecz zwierzę i potwór[…]. Z takiego nieludzkiego i obrzydliwego mężów ze zwierzętami złączenia mogłyby powstawać różne zwierzęta, do ludzi podobne”2.
Sędziwój wyraźnie potępia tego rodzaju sodomię. Rodzi się jednak podejrzenie, że w tym fragmencie nie chodzi o współżycie ze zwierzętami, lecz o współżycie z duchami nieczystymi.
Zwano je rozmaicie, zależnie od szerokości geograficznej. Greckie Empuzy, dzieci Hekate, miały ośle zady i nosiły brązowe buciki. Według innych miały jedną nogę oślą, a drugą z brązu, przybierały postać suk, krów lub pięknych dziewic. W tym ostatnim wcieleniu przesypiały się z mężczyznami w nocy lub podczas dziennej drzemki i wysysały z nich wszystkie siły żywotne, powodując w ten sposób śmierć swych kochanków3. Gdzieś na granicy świata chimerycznego i rzeczywistości bytował rzymski Faun, lub mezopotamska ardat lili, czyli „dziewica pozbawiona mleka”, spółkująca, lecz niezdolna do macierzyństwa, rozpalająca żądzę, której nie umie zaspokoić4. Hebrajska Lilith (co znaczy „nocny wicher”, „sowa”) zabijała dzieci i kusiła mężczyzn. Święty Hieronim przełożył ten wyraz jako „Lamia”5, czyli jedna z Empuz, znana też jako Neith lub wręcz jako Atena – Sowa lub Skylla, stworzona z dziewięciu kwiatów i przemieniona w sowę6. Mara kusił Buddę postaciami pięknych kobiet, lecz Budda się nie dał, bo poznał, że ciało ich „to bańka wody, to piana lśniąca kolorami tęczy, ale znikoma”7. Taoiści uważali je za dusze zmarłych, kuei,8 i podług słusznej wiedzy księdza Chmielowskiego zajmowali się ich egzorcymowaniem9. W XIX wieku w Europie nazywano je „kochankami fluidycznymi”. Misjonarze w Chinach powiadali, że w niektórych okolicach Chin inkubat i sukkubat występuje wręcz „epidemicznie”, doprowadzając ludzi do zupełnego wyniszczenia10. Polska strzyga, łacińska strix – sowa, była spokrewniona z sumeryjskimi demonami nocy kugurru i kalaturru, które wedle wierzeń tamecznych kradły w nocy męskie nasienie, by przy jego pomocy płodzić swoje ohydne potomstwo11. Polacy nazywali ją zmorą, pojawiającą się pod postacią lubieżnego mężczyzny wobec kobiety (incubus) lub lubieżnej kobiety wobec mężczyzny (succubus)12. Zwano je też Latawicami albo wiłami, białymi dziewicami, dającymi swe dzieci na wychowanie śmiertelnym13.
Przytoczone tu rozmaite postacie tego samego mitu, wskazują na to, gdzie upatrywali alchemicy przyczyny zła na świecie. Trwonienie bezcennej „piątej esencji” do czarnej magii lub do żywienia duchów nieczystych, kryjących się pod obrazami zmarłych, było uważane za podstawowe zło. Z nasienia ludzkiego wyrastał homunculus. Z homunculusa olbrzym, karzeł i potwór, zwyciężający wrogów. Podawano, że w jajo czarnej kury należy wlać męską spermę, zalepić otwór dziewiczym pergaminem, z lekka zwilżonym, a po 30 dniach „z podobnego jajka” wylęgnie się mały potworek”. Czarownice hebrajskie po przyjęciu męskiego nasienia wsadzały do pochwy nasiona, które miały wykiełkować w homunkulusa. Z tych wszystkich powodów, Siennik doradzał:
„Aby syę sny plugawe takież y straszliwe nie śniły: nasienie łocygowe piy przez dwa dni a ominie cie”14.
Trzeba przyznać, że ciemne sprawki zwariowanych alchemików w dziwnych formach zapładniały wyobraźnię powszechną. Oto bowiem, niespełna rozumu książę Marcin Radziwiłł urządził w swoich włościach prawdziwy harem. Ponieważ z seraju dochodziły mrożące krew w żyłach opowieści, okoliczna szlachta i zdesperowani krewni „chana” postanowili zajechać dworzyszcze i harem rozpędzić, a księcia ubezwłasnowolnić, co też nastąpiło. Zaraz po chwalebnym zwycięstwie nad pomyleńcem, przepytano metresy, w jaki sposób się dostały do seraju. Naturalnie żadna nie przyznała, że z własnej woli, wszystkie opowiadały historie o uprowadzeniach, zwiedzeniach, porwaniach, handlu żywym towarem. A także
„Inne horrenda o nim powiedali, jak swoje z metres dzieci zabijałi i z nich jakieś dystylacje czynił”15.
Wielbiciele czarnej magii nie poprzestawali jednak na płodzeniu potworów. Chcieli ożywić zmarłych. Powiadano, że martwa istota może zostać ożywiona, jeśli się zbierze jej wszystkie części, zmiesza i tę masę podgrzeje. Po pewnym czasie pojawić się miał podobny do obłoczku dymu delikatny obraz poprzednio żywej istoty. Zalecano iście makabryczne eksperymenty: palenie ptaków, ryb, raków, trupów dzieci w retortach po to, aby ujrzeć ich dymno-gazowy obłok. I znów wracamy do Paracelsusa, którego słowa musiały wprowadzić niemało zamieszania:
„Weź niedawno wysiedzianego ptaka, zamknij go hermetycznie do szklanej kolby i spal stosownym ogniem na popiół. Następnie postaw naczynie z popiołem spalonego ptaka w nawóz koński i trzymaj dopóty, dopóki nie ujrzysz pewnego śluzu. Śluz ten wlej starannie do przyrządzonej skorupy jajka i podłóż pod ptaka, by na nim siedział jak zwykle. Spalony ptaszek pojawi się spowrotem”.
Można odnieść wrażenie, że Paracelsus używa tu metafory dla opisania narodzin i śmierci feniksa. „Hermetyczne” zamykanie ma znaczenie alchemiczne, nie chemiczne. Naczynie szklane, to ciało nieśmiertelne. Nawóz koński, to materia wtóra, żywa. Dzięki zaszczepieniu w niej „natury feniksa”, powstaje śluz, który uformowany na kształt jajka zostaje „zniesiony” przez starego feniksa, który znów spłonie w ogniu… i tak dalej16. A jednak tego typu opis metaforyczny można tez rozumieć dosłownie i wówczas mamy do czynienia z kolejną makabreską.
Metoda ożywiania pozornie martwych przedmiotów ma w sobie ziarno prawdy. Prawie każdy z nas miał kiedyś do czynienia z suszonym mięsem lub warzywami, które wrzucone do gorącej wody, odzyskują nagle smak i aromat. Anastazjas Kircher pokazywał królowej szwedzkiej Krystynie, ożywienie róży17. Przepis tej sztuki podaje znany pszczelarz XIX wieku, Mikołaj Witwicki. Należy wybrać najlepsze jeszcze nie rozwinięte pączki, oderżnąć na trzy cale dług szypułki (ogonek) i zalać ogonek lakiem rozpuszczonym, lecz nieco ostygłym. Gdy pączki przywiędną, trzeba je zawinąć w kawałek papieru i trzymać w suchym miejscu. W zimie, gdy nie ma świeżych kwiatów, oderżnąć zalepioną lakiem szypułkę i włożyć do wody, w której się rozpuścił kawałek saletry lub soli kuchennej. Na drugi dzień pączek rozkwitnie i wyda zapach18.
Opisane tutaj przepisy na instrumentalne wykorzystanie ludzkiego nasienia, sodomii, ożywania nieżywych istot itp. mogły być przez alchemików rozumiane metaforycznie, a częściowo jako forma szerzenia swojej idei (ożywianie kwiatów). Niestety do dzisiaj wielu adeptów czarnej magii traktuje te przepisy dosłownie i próbuje je wprowadzić w życie, zmierzając stopniowo do obłędu. Podaję to jako historyczną ciekawostkę, ale zarazem i ostrzeżenie dla wszystkich, którzy próbują zamek otwierać nie kluczem, lecz wytrychem.
Jakub Brodacki
================
1 Roman Bugaj, Paligeneza i zagadnienie stworzenia homunkulusa, w: „nauka i Sztuka”, t. V, 1947, s. 118.
2 Patrz traktat 2 Nowego światła chymicznego Michała Sędziwoja.
4 Alfonso M. di Nola, Diabeł, Kraków 2000, s. 127.
5 Antoni Czubryński, Z katalogu “imion diabłów”, w: “Euhemer. Przegląd religioznawczy”, R.II, Warszawa XI – XII, nr 6(7), s. 36 – 8.
7 Ignacy Matuszewski, Diabeł w poezyi, Warszawa 1899, s. 71.
8 di Nola, dz. cyt., s. 127.
9Benedykt Chmielowski, Nowe Ateny, Kraków 1966, s. 449.
10 Ignacy Matuszewski, Czarnoksięstwo i medyumizm, Warszawa 1896, s. 162-163, p. 1.
11 Ewa Nowacka, Bożęta i my, Warszawa 1995, s. 58.
12 Czubryński, dz. cyt..
13 Wacław Aleksander Maciejowski, Piśmiennictwo polskie…, Warszawa 1853, t. 1, s. 136 p. 1.
14 Siennik, Lekarstwa doświadczone, dz. cyt., k. 57.
15 Marcin Matuszewicz, Diariusz życia mego, tom 1 1714-57, Warszawa 1986, s. 285.
16 Dla chemików brzuch kobyły (venter equinus) oznaczał nawóz koński, do którego dodawano różnych substancji, aby zgniły.
17 Bugaj, Paligeneza…, dz. cyt., s. 88.
18 Mikołaj Witwicki, Upominek ojca…, Petersburg 1836, s. 130.
i enecabat